Biegliśmy ile tylko było sił w łapach. Dopiero na terenach
watahy zatrzymaliśmy się.
-Wybacz,że cię w to wpakowałem. –powiedziałem ze zwieszoną
głową.
-Już po wszystkim.-odezwała się.
Podniosłem łeb i spojrzałem na nią. Nadal krwawiła.
-Chodźmy do medyczki.
-Nie trzeba,nic mi nie jest.
-Nie sprzeczaj się i chodź.
Tika kuśtykając zrobiła kilka kroków do przodu.
-Dasz radę iść sama?
<Tika?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz