Była ciemna noc. Faantaasia nie spała. Wszędzie wokół widziała swoją
matkę. Nie mogła się pogodzić, że zmarła na bardzo rzadką chorobę. Gdy
próbowała zasnąć, widziała klucze. Były złote jak monety które lśniły w
głębi lochów. Nagle gdy otworzyła oczy zobaczyła je naprawdę. Ciągnęły
się one na złotej nitce. Faantaasia pomyślała:
*Może lepiej pójdę za tymi kluczami*. I tak też zrobiła. Przeciągnęła
się 4 razy i pobiegła. Szła bardzo długo. Nic nie mogło jej zatrzymać.
Powoli omijała Wodospad Strachu, i widziała jak Hydra śpi snem
kamiennym. Potem przechodziła koło Starego Zamku. Krzyki z niego były
przeraźliwe! Zobaczyła, że klucze wpadają do zamku.
-No trudno. Muszę tam....gulp....wejść. Inaczej nie dowiem się o co w
tym wszystkim chodzi. - Mruczała do siebie. Zeszła do lochów. Słyszała
krzyki, ale nie bała się. Było przeraźliwie ciemno, dlatego wróciła się
na górę po pochodnie. Zeszła z powrotem. Nie było już tak ciemno. Szła i
szła a wszędzie wokół niej walały się szkielety wilków. W końcu doszła
do wielkich, drewnianych drzwi. Klucze wskoczyły na szyję Faantaasii, a
ona otworzyła drzwi. W środku były szkielety jej dawnej Watahy z której
uciekła z powodu choroby!!! Ogarnął ją wielki smutek. Łkała i łkała, aż
poczuła za sobą zimny oddech. Była to Biała Dama. Faantaasia zaczęła
uciekać. Przeskoczyła przez Trującą Rzekę a Biała Dama do niej wpadła i
rozpuściła się w powietrzu. Faantaasia kulejąc powłóczyła się do domu. W
domu kiedy zasypiała nie widziała ani Matki, ani kluczy. Nie wiadomo
co się stało z kluczami i zjawą Matki oraz Białej Damy.
***KONIEC***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz