-To nie tylko moja zasługa ,że teren watahy nie zmienił się w saharę ,a za leczenie łapy nie musisz dziękować.To była dla mnie sama przyjemność.-Odwzajemniłem uśmiech.-I czy ty...
-Co takiego?-Spoważniała na chwilę.
-Czy chciałabyyś się....nie żebym nalegał...-Poczułem na swojej twarzy takie wypieki jakby ktoś rozlał tam wrzątek.Natomiast moja łapa beznamiętnie kręciła łapą niezrozumiałe znaki.
-Oczywiście ,żę się z tobą umówię cymbale!-W tym momencie nie wiedziałem czy się śmiać ,czy bać.Lily z jednej strony wyglądała na zadowoloną z drugiej złą ,a z jeszcze innej poirytowana moją nieporadnością ,ale właśnie w takich sytuacjach wydawała się dla mnie o wiele ,wiele bliższą osobą.Jej charakter rozpalał we mnie dużo emocji ,które ciężko mi było okiełznać.
-Nie ,nie...ja tylko.Ach!Może być Północna Plaża?Przed zachodem słońca?-Wiedziałem ,że spodoba jej się to miejsce bo często tam ją widywałem.
-Hmmm...dobrze ,tylko się nie spóźnij i...
-Słucham?
-Jesteś słodki kiedy się tak rumienisz. ,wiesz?-Odwróciła się natychmiast i zniknęla w głębi jaskini ,a ja ruszyłem do swojej."Słodki" ,ja?Całą noc nie mogłem zasnąć przez to jedno słowo...
<To jak Lily?Co dalej?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz