- Opowiem Ci po drodze. – powiedziałam, uśmiechając się pogodnie.
- Niech będzie. – powiedział, odwzajemniając uśmiech. Ruszyłam szybko w stronę gór. Szliśmy w kompletnej ciszy. Jedyne co słyszałam to świergot ptaków, które wróciły na nasz teren. Rozglądałam się obserwując soczyście zieloną trawę i naszą nową rzekę, która zaczynała być przejrzysta. Po godzinie dotarliśmy na miejsce. - Wiera ! Wiera ! – krzyczałam. Wilczyca pojawiła się szybko zeskakując ze skalnej półki. - Tak długo was nie było. Zaczynałam się martwić. – powiedziałam stając naprzeciwko mnie. - Udało nam się. – powiedział Ulf. - Cieszę się. – uśmiechnęła się. – A teraz opowiadajcie jak to zrobiliście. - Dzięki jakimś duszkom Ulf’a wogule się nie rozpraszałam. Zamroziłam pół strumyka. Strasznie ciężko było go utrzymać, bo wody było coraz więcej. Ulf w tym czasie zajął się korytem rzeki. To tak długo trwało, chyba ze trzy dni, a ja miałam coraz mniej siły. Bałam się, że woda się wyleje. Ulf był w jakimś transie. Nie zwracał na nic uwagi, a ja nie mogłam się skupić, bo myślałam o… Umm… Nie ważne. Wracajmy już, padam z nóg. – skończyłam szybko. Czy ja muszę tyle gadać ? - Tak, wracajmy. – stwierdziła. A później dodała głośniej. – Idziemy ! Cała wataha wyłoniła się zza skałek. Wiera spojrzała na mnie znacząco. Czy ona wie, co prawie powiedziałam ? Ruszyliśmy wszyscy do naszych jaskiń. Kilka osób pogratulowało mi, albo Ulf’owi. Basior odprowadził mnie do mojej jaskini. - Ulf, dzięki, że pomogłeś mi sprowadzić wodę. Muszę też podziękować za leczenie łapy. – powiedziałam i się uśmiechnęłam. < Ulf ? > |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz