-To jak ,idziemy?-Zapytała Lily.
-Oszem...widzę ,że twoja łapa nabrała dawnej sprawności.-Uśmiechnąłem się szeroko dumny z siebie.
-Ach...o tak ,nawet nie zauważyłam jak szybko ból minął.
-No widzisz...
-Lubisz się ścigać?-spytała Lily
-Heh...to gdzie meta?-Zanim skończyłem zadawać pytanie ona już gnała przed siebie krzycząć w oddali-Skalny klif sześć metrów od brzegu!-Co miałem robić?! Pobiegłem za nią.W pewnym momencie wyrównaliśmy bieg gnając obok siebie.Nagle uderzyła nas ogromna fala.Przekoziołkowaliśmy oboje na piach.Kiedy się ocknąlem.Byliśmy na plaży ,ale w dziwnej pozycji.Ja leżałem na Lily ,która była nieprzytomna.Księżyc dawno rozświetlał noc.Starałem się ostrożnie od niej odsunąc aż nagle...
-Dokąd się wybierasz?-Tym razem to ja znalazłem się pod Lily ,a ona bezczelnie wpatrywała mi się swoimi pięknymi jak księżyc oczami.
-No wiesz...troszkę to dziwnie wyglądało...
-Ty mój cymbale...-"Mój cymbale" i w tym momencie nasze głowy zbliżyły się nieznacznie spotykając w połowie drogi.Czułem jak wokół nas tańczą różne uczucia pcząwszy od miłości do pożądania i nienawiści.Nikt by ich nie okiełznał...nie aż tylu...
<Lily?>
Aww. Romantycznie <3
OdpowiedzUsuń