Nie , koniec przygody , to znaczy ...-Luna urwała na
chwilę-To znaczy dla mnie za wiele
-Oj weź już odpuść.-powiedziałam zrezygnowana.
-Nie.. czekaj.-powiedziała z nadzieją Luna.
Mi coraz mniej zaczynało się to podobać.
-Co znowu?-zapytałam dalej zła.
Luna podeszła do rozszarpanego misia.
-Tam .. tam coś jest.-powiedziała patrząc na niego uważnie.
-To co jest w miśku. Czyli wata.-powiedziałam.
-NIE , żadna wata –wrzasnęła Luna.
Wilczyca wyciągnęła kompas.
-I co i co?!-mówiła wciąż pełna radości.
W pierwszej chwili otworzyłam szeroko oczy,ale się
opamiętałam.
-Stary kompas...-powiedziałam.
W oku Luny pojawił się błysk zwiastujący według mnie
kłopoty.
-To nie koniec ...-powiedziała z uśmiechem na pyszczku i na
chwilę przerwała-Tej przygody...
Patroni najświętsi czemu mi to robicie??-pomyślałam i padłam
na ziemię.
-Wiera?-zapytała zdziwiona moją reakcją Luna.
Wilczyca mną potrząsnęła.
-No co? –powiedziałam zrezygnowana.
-Ruszamy w przygodę!-powiedziała w uniesieniu.
-Tsa... Jupi. –odpowiedziałam mało entuzjastycznie.
-Zobaczysz! Będzie fajnie !-zachęcała- Pokaz mi tą mapę.
-Obyś miała rację... –powiedziałam i podałam mapę.
-Trzeba dojść do brzegu więc idziemy na wschód
.-powiedziała,ale zaraz się poprawiła-Południowy wschód, przepraszam.
-No dobra. Prowadź Sherlocku-powiedziałam.
Luna pobiegła we wskazanym kierunku, a ja za nią.
-Dobra jesteśmy , teraz grzecznie poczekamy na
statek.-powiedziała i się położyła.
-I kupimy bilety na prom i tak jak ludzie popłyniemy sobie
na wyspę,czyż nie?-powiedziałam.
-Popłyniemy za darmo , z piratami.-odpowiedziała spokojnie
Luna.
-Oszalałaś?!!!!- wrzasnęłam.
-No co? To w końcu przygoda.
-To już wolę płynąć promem niż z piratami.
-Czemu? Nie mamy wybory . Arrr...
Zaczęłam szlochać.
-Przeżyjesz... nie bój się , do odważnych świat należy .
Najwyżej zginiemy , ee pestka.-powiedziała Luna.
-I to ma mi poprawić humor? Już wolę zawisnąć na szubienicy
niż żeby rekiny mnie pożarły lub pirat zastrzelił!-krzyczałam
-Raczej pirat zastrzeli , ale jeśli jesteś zwinna przeżyjemy
... spoko luz.-odpowiedziała spokojnie Luna.
Pokręciłam głową i spojrzałam na morze.
- A co jeśli mam chorobę morską?-zaczęłam wymyślać wymówki.
-Chyba lepiej wymiotować niż zginąć , czyż nie?-powiedziała
Luna.
-No nie wiem,nie wiem.-zaprzeczyłam.
-Oj daj spokój.
-Zielony nie pasuje do koloru mojego futra.
-I tak nie mamy wyboru.
-I tu się mylisz,bo mamy!
-Nie prawda-powiedziała Luna z wywyższeniem.
-Dopóki nie wsiądziemy na statek możemy zawrócić.
-Statek przypłynął.-powiedziała wilczyca.-O patrz! Wsiadamy
!
-Ale,ale...-zaczęłam,ale Luna mnie ciągła.
-No już!-powiedziała.
Przez nią wpadłam na statek.
-Ruszamy w Przygodę!-wrzasnęła Luna.-A teraz chowamy się!
-Gdzie geniuszu?-zapytałam zdenerwowana.
To było ewidentne porwanie. Uprowadzono mnie w biały dzień.
Wilczyca schowała się za beczkami z jabłkami i zaczęła mnie
ciągnąć.
-Nie marudź.-powiedziała.
Mruknęłam coś pod nosem i schowałam się tak jak Luna.
-Ile to potrwa?-zapytałam.
-Hmm... 5-10 dni.-odpowiedziała.
-Że co?! Ja tu zwariuję!-powiedziałam i zemdlałam.***
Czy porwanie dobiegnie końca?
Czy Wiera dożyje do końca tej przygody?
Dlaczego ja ciąglę zadaje te pytanie na końcu posta?
Odpowiedzi na te pytania być może w następnej części
Ciąg Dalszy Nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz