Była 22 w nocy nie mogłam zasnąć więc wybrałam się na spacer po dobrze znanym mi lesie. Jednak mimo to że zawsze czułam się w nim bezpieczna teraz wyczuwałam dziwną nieznaną mi dotąd moc…
- no cóż - pomyślałam – idę dalej.
Idę i idę nagle zatrzymuję się :
- co tak dziwnie śmierdzi?!- powiedziałam przyciszonym głosem.
Poczułam drganie ,przyłożyłam głowę do ziemi i nasłuchuje. Nagłe spod ziemi zaczęły wyłaniać się jakby … zgniłe wilki?
Prawie zemdlałam tak było duszno i śmierdziało trupem. Wszystkie widząc że słabne zaczęły się do mnie zbliżać. Koniec. Tylko ciemność.
Obudziłam się przykuta łańcuchami do ściany. To mnie tak rozwścieczyło że prawie zerwałam łańcuchy gdyby nie to że zombiak się na mnie rzucił i wepchnął mi do pyska szmatę.
- fuuuuuuuuujjjjjjjj!!!- Zawyłam i w momencie wyplułam szmatę mu w pysk.
Miałam czas do końca rozerwać łańcuchy
- tak!- krzyknęłam kiedy mi się udało i to był błąd.
Zombiaki rzuciły się za mną w pogoń!!! Udało mi się uciec.
-ale gdzie ja jestem?!- powiedziałam.
Już myślałam że im uciekłam kiedy zjawiły się ( właściwie nie zjawiły tylko zleciały z nieba co jest trochę dziwne)… TRUPY WILKÓW!!! Które jak nic tysiące lat temu zostały zamordowane. To po prostu był dla mnie horror w tym momencie poczułam się jak w piekle.
***
Tym czasem okazało się że jestem ok. 30 kilometrów oddalona od watahy!
Ciąg dalszy nastąpi w części 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz